Po dłuższej
nieobecności spowodowanej po pierwsze brakiem czasu, a po drugie
sezonem ogórkowym – wracam do pisania. Było już o „wyższości
zimy nad jesienią”, więc tym razem chciałbym napisać o całym
okresie jesienno – zimowym.
Na pierwszy rzut oka
czas od początku listopada do końca lutego można rozbić o kant
pewnej części ciała. Za oknem zimno, szaro, buro i ponuro, więc
ochota na trening zdecydowanie spada. Dodatkowo, gdy już się
człowiek zmobilizuje i wsiądzie na rower, to szybko zorientuje się,
że formę to może i ma, ale co najwyżej do ciasta. Nie ma opcji,
żeby pojechać mocniej jakiś podjazd. Jak tylko zacznie się go
pokonywać, to momentalnie staje się jasne, że na ułańskie szarże
rodem z górskich etapów Toure de Fracne nie ma co liczyć. Durga
hopka nie przynosi poprawy, trzecia również. Wraca człowiek do
domu, głodny, zły, zmarznięty i nierzadko przemoczony. Na domiar
złego nasz napęd – wedle jesiennego zwyczaju – zebrał dziesięć
razy więcej syfu niż latem. Wygląda na to, że w gratisie do i tak
nie najlepszego treningu dostaliśmy też dodatkowe czyszczenie i
smarowanie zębatek oraz łańcucha. Efekt pod tytułem „mam dość
swojego roweru” gotowy.
![]() |
Nie ma złej pogody na rower - jest tylko nieodpowiedni ubiór :) |
Jednakże jak się nad
tym głębiej zastanowić, to można stwierdzić, że w tym
szaleństwie jest metoda! Jeśli przepracujemy odpowiednio okres
zimowy, to wiosna może się okazać tak samo udana, jak kwietniowy
Amstel Gold Race w wykonaniu Michała Kwiatkowskiego. Szybko
zorientujemy się, że właśnie zbieramy owoce z porzucenia ciepłej
kanapy i miski popcornu. Dynamit w nogach objawił się na przełomie
marca i kwietnia, ale został wypracowany dużo wcześniej.
Rodzi się jednak
pytanie, co w sytuacji, kiedy wyżej wymienione argumenty kogoś
absolutnie nie przekonują, a jednak chciałby zadbać o formę
również zimą? Ze swojej strony polecam chodzenie na basen.
Praktykuję to od jakiegoś czasu i myślę, że godzina pływania
dwa razy w tygodniu przyniesie pożądane rezultaty. Na rower i tak
wsiadam, ale trochę rzadziej, niż jeszcze kilka miesięcy temu.
Robię to raczej okazjonalnie.
Podsumowując to, co
napisałem powyżej – polecam ruch i wszelką aktywność fizyczną
(również tę zimową). Praca wykonana jesienią i zimą na bank
zaowocuje na wiosnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz