środa, 6 stycznia 2016

O osprzęcie rowerowym słów kilka

Z poruszeniem tematyki osprzętu rowerowego noszę się już od jakiegoś czasu, aż w końcu stało się – siadam do komputera i piszę! Nie będę tutaj jednak rozwodził się nad grupami osprzętu oraz rozdzielaniem ich na szosę i MTB, bo w tym względzie napisano już wszystko i ciężko jest w napisać coś, co dla większości nie byłoby „oczywistą oczywistością”. Zamiast pisać o Deore, SLXach, 105-tkach, czy innych Dura-Ace'ach, chciałbym zwrócić uwagę na inne aspekty, o których niby wiedzą wszyscy, ale nie każdy o nich pamięta.

Po pierwsze – teza, którą powtarzam od dawna. Ważne jest kto, a nie na czym jedzie. Jeśli człowiekowi, który dopiero zaczyna przygodę z kolarstwem damy rower za 15 tys. zł, to i tak nasz delikwent za wiele z tego sprzętu nie wyciągnie. Pozachwyca się jedynie, że lekki, że „zupełnie inny, niż ten z pierwszej komunii”, przejedzie się z bananem na twarzy i tyle z tego będzie. Jeśli zaś odwrócimy sytuację i rower za 1.500 zł damy komuś, kto – dajmy na to – przejeżdża rocznie 3.000 km, to nagle się okaże, że gość potrafi z tego sprzętu naprawdę sporo wyciągnąć.

Po drugie – klasa osprzętu jest średnio istotna. Tak, wiem – zaraz zaatakują mnie wielbiciele wszystkiego, co drogie i wysokiej jakości, którzy będą wychwalać swoje Ultegry i SLXy pod niebiosa. Wasze prawo – nic mi do tego. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, z czego w zasadzie składa się osprzęt rowerowy. Łańcuch, zębatki, manetki i przerzutki. Mechanizm prosty jak budowa cepa. Opis działania łańcucha i zębatek pominę, bo jest to sprawa dość trywialna i nie ma co się nad nią rozczulać. Skupmy się na manetkach i przerzutkach. Oba elementy połączone są ze sobą linkami, które przy pomocy sprężynek sprawiają, że nasz łańcuch przeskakuje z jednej zębatki na drugą. Ot, cała filozofia. Jedyny istotny element osprzętu w tym przypadku to jego waga, ale ta nabiera znaczenia dopiero przy wyższym stopniu wtajemniczenia rowerowego. W przypadku sporej grupy amatorów różnica kilkudziesięciu gram jest niezauważalna. Co w takim razie nabiera znaczenia, niezależnie od tego, na jakim poziomie zaawansowania obecnie się znajdujemy? W mojej opinii bardzo istotna jest ilość przełożeń w tylnej przerzutce. Przekłada się to na mniejsze odległości między zębatkami, a co za tym idzie – szybszą zmianę biegów.

Pamiętajmy, że o napęd należy dbać przede wszystkim w okresie jesienno-zimowym

Po trzecie – dobrze działający napęd, to zadbany napęd! Niezależnie od pogody do naszego łańcucha przykleja się dosłownie wszystko. Kurz, piach, błoto i wiele innych rzeczy, które – mniej lub bardziej świadomie – zbieramy podczas jazdy. Im więcej różnego rodzaju cholerstwa się przyczepi do naszego łańcucha, tym cały nasz napęd będzie gorzej pracować. Wszystko zacznie skrzypieć, niczym drzwi od popegeerowskiej stodoły, a zmienianie biegów będzie jedną wielką loterią. Naciśniemy manetkę, łańcuch albo nie przeskoczy wcale, albo zrobi to dopiero 300 metrów dalej, wydając przy tym dźwięk, który zrani serce każdego kolarza. Jak temu zaradzić? Czyścić napęd! Łańcuch „wykąpać” w benzynie ekstrakcyjnej lub nafcie, a zębatki wyczyścić pędzelkiem zamoczonym w tym samym specyfiku. Wówczas zarówno Wy, jak i Wasz napęd będziecie żyli długo i szczęśliwie. Poza tym należy oczywiście pamiętać o odpowiedniej regulacji przerzutek. Jeśli tego nie zrobimy, wrócimy do zmiany biegów, będącej jedną wielką loterią.


Podsumowując – najwyższej klasy sprzęt nie sprawi, że nagle będziemy mieć więcej umiejętności i mocy w nogach. Klasa osprzętu nie jest aż tak istotna – bardziej liczy się ilość przełożeń. Jednak należy też pamiętać, że obydwa te założenia trafi szlag, kiedy nasz napęd będzie brudny i źle wyregulowany.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz