Z
poruszeniem tematyki osprzętu rowerowego noszę się już od
jakiegoś czasu, aż w końcu stało się – siadam do komputera i
piszę! Nie będę tutaj jednak rozwodził się nad grupami osprzętu
oraz rozdzielaniem ich na szosę i MTB, bo w tym względzie napisano
już wszystko i ciężko jest w napisać coś, co dla większości
nie byłoby „oczywistą oczywistością”. Zamiast pisać o Deore,
SLXach, 105-tkach, czy innych Dura-Ace'ach, chciałbym zwrócić
uwagę na inne aspekty, o których niby wiedzą wszyscy, ale nie
każdy o nich pamięta.
Po
pierwsze – teza, którą powtarzam od dawna. Ważne jest kto, a nie
na czym jedzie. Jeśli człowiekowi, który dopiero zaczyna przygodę
z kolarstwem damy rower za 15 tys. zł, to i tak nasz delikwent za
wiele z tego sprzętu nie wyciągnie. Pozachwyca się jedynie, że
lekki, że „zupełnie inny, niż ten z pierwszej komunii”,
przejedzie się z bananem na twarzy i tyle z tego będzie. Jeśli zaś
odwrócimy sytuację i rower za 1.500 zł damy komuś, kto – dajmy
na to – przejeżdża rocznie 3.000 km, to nagle się okaże, że
gość potrafi z tego sprzętu naprawdę sporo wyciągnąć.
Po
drugie – klasa osprzętu jest średnio istotna. Tak, wiem – zaraz
zaatakują mnie wielbiciele wszystkiego, co drogie i wysokiej
jakości, którzy będą wychwalać swoje Ultegry i SLXy pod
niebiosa. Wasze prawo – nic mi do tego. Chciałbym jednak zwrócić
uwagę na to, z czego w zasadzie składa się osprzęt rowerowy.
Łańcuch, zębatki, manetki i przerzutki. Mechanizm prosty jak
budowa cepa. Opis działania łańcucha i zębatek pominę, bo jest
to sprawa dość trywialna i nie ma co się nad nią rozczulać.
Skupmy się na manetkach i przerzutkach. Oba elementy połączone są
ze sobą linkami, które przy pomocy sprężynek sprawiają, że nasz
łańcuch przeskakuje z jednej zębatki na drugą. Ot, cała
filozofia. Jedyny istotny element osprzętu w tym przypadku to jego
waga, ale ta nabiera znaczenia dopiero przy wyższym stopniu
wtajemniczenia rowerowego. W przypadku sporej grupy amatorów różnica
kilkudziesięciu gram jest niezauważalna. Co w takim razie nabiera
znaczenia, niezależnie od tego, na jakim poziomie zaawansowania
obecnie się znajdujemy? W mojej opinii bardzo istotna jest ilość
przełożeń w tylnej przerzutce. Przekłada się to na mniejsze
odległości między zębatkami, a co za tym idzie – szybszą
zmianę biegów.
Po
trzecie – dobrze działający napęd, to zadbany napęd!
Niezależnie od pogody do naszego łańcucha przykleja się dosłownie
wszystko. Kurz, piach, błoto i wiele innych rzeczy, które – mniej
lub bardziej świadomie – zbieramy podczas jazdy. Im więcej
różnego rodzaju cholerstwa się przyczepi do naszego łańcucha,
tym cały nasz napęd będzie gorzej pracować. Wszystko zacznie
skrzypieć, niczym drzwi od popegeerowskiej stodoły, a zmienianie
biegów będzie jedną wielką loterią. Naciśniemy manetkę,
łańcuch albo nie przeskoczy wcale, albo zrobi to dopiero 300 metrów
dalej, wydając przy tym dźwięk, który zrani serce każdego
kolarza. Jak temu zaradzić? Czyścić napęd! Łańcuch „wykąpać”
w benzynie ekstrakcyjnej lub nafcie, a zębatki wyczyścić
pędzelkiem zamoczonym w tym samym specyfiku. Wówczas zarówno Wy,
jak i Wasz napęd będziecie żyli długo i szczęśliwie. Poza tym
należy oczywiście pamiętać o odpowiedniej regulacji przerzutek.
Jeśli tego nie zrobimy, wrócimy do zmiany biegów, będącej jedną
wielką loterią.
Podsumowując
– najwyższej klasy sprzęt nie sprawi, że nagle będziemy mieć
więcej umiejętności i mocy w nogach. Klasa osprzętu nie jest aż
tak istotna – bardziej liczy się ilość przełożeń. Jednak
należy też pamiętać, że obydwa te założenia trafi szlag, kiedy
nasz napęd będzie brudny i źle wyregulowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz