W czerwcu tego
roku, przy okazji długiego weekendu dane mi było co nieco pojeździć
po szlakach Beskidu Żywieckiego. Miała być to moja pierwsza
rowerowa konfrontacja z górami, a więc naturalną rzeczą jest
fakt, iż nie mogłem się tego wyjazdu.
Na miejsce
dotarłem późnym popołudniem, a późnym wieczorem, na dachu
samochodu mojego Brata dotarł do mnie mój rower. Po zjedzeniu
kolacji i odbyciu wieczornych dysput stwierdziłem, że pora iść
spać. Od jakiegoś czasu należę do rannych ptaszków, więc wizja
śniadania zarządzonego na godzinę 8 rano nie robiła na mnie
większego wrażenia. Sen miałem dobry i już o godzinie 5 rano
obudziłem się rześki i wypoczęty. Wyszedłem z pokoju, gdzie na
korytarzu spotkałem wspomnianego wcześniej Brata. Wiadomym już
było, co zrobimy – wsiądziemy na rowery i pojedziemy w kierunku
najbliższego szczytu (a nóż uda się dojechać). Przemierzając
kolejne odcinki szlaku byliśmy coraz bardziej przekonani, że cel
uda się osiągnąć. W końcu o godzinie 6 rano dotarliśmy do
bacówki na Krawcowym Wierchu. Tam też zostało mi zrobione
najdziwniejsze zdjęcie w moim życiu, które - w jakości telefonicznej -prezentuję poniżej.
Nie znam nikogo
poza mną i moim Bratem, kto zdobywałby ten szczyt o tak dziwacznej
porze, a w dodatku robił to na rowerze. Z perspektywy czasu muszę
przyznać, że człowiek z pasją bywa czasami popierdzielony.
Wszyscy normalni ludzie z naszej ekipy przewracali się wówczas na
drugi bok, a nam się harców po górach zachciało. Zrobiliśmy
sobie jeszcze parę fotek i postanowiliśmy wrócić tam, skąd
przyjechaliśmy.
Do naszego
schroniska dotarliśmy około godziny 7, część załogi budziła
się właśnie do życia, reszta pozostawiała to w sferze planów na
najbliższe pół godziny. Powitano nas dziwnymi spojrzeniami, które
zdawały się pytać „kto normalny jeździ o 5 rano na rowerze?”
Lub w wersji rozszerzonej „kto normalny o 5 rano jeździ rowerem po
górach?” Zdjęcia zrobione kilkaset metrów wyżej okazały się
niezwykle przydatne, albowiem z jakiś dziwnych względów nikt nie
był w stanie nam uwierzyć, że dotarliśmy „na Krawców”. Po
przedstawieniu dowodów w wersji elektronicznej znowu powrócono do
patrzenia się na nas jak na dwóch idiotów. My jednak byliśmy
dumni z tego, czego dokonaliśmy w czasie, kiedy inni spokojnie
przewracali się na drugi bok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz