poniedziałek, 30 listopada 2015

Dziwny pomysł kolarza

W czerwcu tego roku, przy okazji długiego weekendu dane mi było co nieco pojeździć po szlakach Beskidu Żywieckiego. Miała być to moja pierwsza rowerowa konfrontacja z górami, a więc naturalną rzeczą jest fakt, iż nie mogłem się tego wyjazdu.

Na miejsce dotarłem późnym popołudniem, a późnym wieczorem, na dachu samochodu mojego Brata dotarł do mnie mój rower. Po zjedzeniu kolacji i odbyciu wieczornych dysput stwierdziłem, że pora iść spać. Od jakiegoś czasu należę do rannych ptaszków, więc wizja śniadania zarządzonego na godzinę 8 rano nie robiła na mnie większego wrażenia. Sen miałem dobry i już o godzinie 5 rano obudziłem się rześki i wypoczęty. Wyszedłem z pokoju, gdzie na korytarzu spotkałem wspomnianego wcześniej Brata. Wiadomym już było, co zrobimy – wsiądziemy na rowery i pojedziemy w kierunku najbliższego szczytu (a nóż uda się dojechać). Przemierzając kolejne odcinki szlaku byliśmy coraz bardziej przekonani, że cel uda się osiągnąć. W końcu o godzinie 6 rano dotarliśmy do bacówki na Krawcowym Wierchu. Tam też zostało mi zrobione najdziwniejsze zdjęcie w moim życiu, które - w jakości telefonicznej -prezentuję poniżej.



Nie znam nikogo poza mną i moim Bratem, kto zdobywałby ten szczyt o tak dziwacznej porze, a w dodatku robił to na rowerze. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że człowiek z pasją bywa czasami popierdzielony. Wszyscy normalni ludzie z naszej ekipy przewracali się wówczas na drugi bok, a nam się harców po górach zachciało. Zrobiliśmy sobie jeszcze parę fotek i postanowiliśmy wrócić tam, skąd przyjechaliśmy.


Do naszego schroniska dotarliśmy około godziny 7, część załogi budziła się właśnie do życia, reszta pozostawiała to w sferze planów na najbliższe pół godziny. Powitano nas dziwnymi spojrzeniami, które zdawały się pytać „kto normalny jeździ o 5 rano na rowerze?” Lub w wersji rozszerzonej „kto normalny o 5 rano jeździ rowerem po górach?” Zdjęcia zrobione kilkaset metrów wyżej okazały się niezwykle przydatne, albowiem z jakiś dziwnych względów nikt nie był w stanie nam uwierzyć, że dotarliśmy „na Krawców”. Po przedstawieniu dowodów w wersji elektronicznej znowu powrócono do patrzenia się na nas jak na dwóch idiotów. My jednak byliśmy dumni z tego, czego dokonaliśmy w czasie, kiedy inni spokojnie przewracali się na drugi bok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz