niedziela, 29 listopada 2015

Prosty sposób na ostateczne wyleczenie kolarstwa z dopingu

Raz na jakiś czas zdarza się, że ten, czy inny kolarz zostanie przyłapany na dopingu. Jeden wpadnie na przetaczaniu krwi, drugi na EPO, trzeci na hormonie wzrostu – opcji jest od groma i ciut, ciut. Jednak wszystkie te przypadki mają jeden wspólny mianownik. Każdy, u którego badania wykażą podejrzanie substancje – jest niewinny.

Jeden zawodnik powie, że na urodzinach szwagra, wujka jego cioci od strony mamy zjawił się brat sąsiada i dosypał mu hormon wzrostu do drinka. Drugi, wymyśli coś innego i powie, że mógł wczoraj nie iść na tę kolację do restauracji i nie jeść tej sałatki. Wszak nie od dziś wiadomo, że EPO jest podstawowym składnikiem większości potraw, a każda gospodyni ma je w swojej kuchni zaraz obok soli i pieprzu. Zawsze można też „rżnąć głupa” i udawać, że absolutnie nie ma się pojęcia skąd takie świństwo wzięło się w organizmie. Przecież to coś, czym mnie wczoraj częstował trener to były cukierki owocowe, które zakazane są tylko w szkolnych sklepikach. Na kolarskich trasach można pożerać je całymi torebkami i nic nikomu do tego. Dozwolone jest też dzielenie się tymi dropsami z kolegą z ucieczki, ale istnieje prawdopodobieństwo, że ten ma swoje i nie potrzebuje brać od kogo innego.


Podsumowując, żaden kolarz, który zażył środki dopingowe, nie zrobił tego świadomie. Kluczem do zwalczenia dopingu jest więc uczulanie kolarzy, by byli bardziej ostrożni. Jeśli będą pamiętać o kilku prostych zasadach ostrożności, to nic nikomu się nie stanie i żadne dyskwalifikacje nie będą potrzebne. Śmiało będzie można zlikwidować tak ukochane przez zawodników organizacje antydopingowe, które potrafią zapukać do drzwi o 6 rano i poprosić o napełnienie flakonika pewna substancją. W związku z powyższym apeluję do kolarzy o większą uwagę, chodzi przecież o czystość ukochanej dyscypliny sportu, która znowu powinna być nieskazitelnie czysta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz