Z różnego rodzaju
grupami (społecznymi, zawodowymi etc.) bywa tak, że ich członkowie
porozumiewają się między sobą specyficznym językiem, tzw.
żargonem. Wypowiedzi tego typu charakteryzują się tym, że bardzo
często są trudne do zrozumienia dla przeciętnego Kowalskiego. Nie
inaczej jest z kolarzami. Poniżej dwa pozornie podobne teksty,
zawierające dokładnie tę samą treść. Pierwszy napisany w
dialekcie kolarskim, a drugi
– przetłumaczony z polskiego na nasze.
- Dialekt kolarski
Zima
za pasem, a więc sezon ogórkowy trwa w najlepsze. Zamiast
ostrych treningów jest tylko zwykłe, pospolite baja bongo. Mając
w pamięci cieplejsze dni każdy podsumuje je na swój sposób. Jeden
pokonał kilka sztajf, drugi ogolił kilka gonek, a
trzeci stwierdzi, że niemal przez całe lato miał dynamit w
nogach. Niestety, zdarzą się też tacy, którzy mieli formę
do ciasta, poznając podczas wyścigu znaczenie słowa towarówa.
Nie dla nich była jazda w trupa, a pokrzykiwania
„OGIEŃ!!!” również na niewiele się zdawały. Tułali
się po świecie jeżdżąc jak baba z mlekiem marząc, by nie
gnieść kapusty na każdej, nawet najmniejszej hopce.
Zamiast tego zdecydowanie bardziej woleliby pojechać wtedy full
gas i zostawić rywali daleko w tyle.
- Z polskiego na nasze
Zima
za pasem, więc ściganie w prestiżowych wyścigach zostało
zakończone (rozgrywa się co najwyżej te mniej ważne). Zamiast
ostrych treningów są tylko krótkie wypady rowerowe przejeżdżane
spokojnym tempem. Mając w pamięci cieplejsze dni każdy podsumuje
je na swój sposób. Jeden pokonał kilka ciężkich podjazdów,
drugi wygrał kilka startów, a trzeci stwierdził, że niemal przez
całe lato był w bardzo wyśmienitej formie. Niestety, zdarzą się
też tacy, którzy przez cały ten czas byli tej form szukali, a co
za tym idzie – podczas wyścigów – zostawali z tyłu za
peletonem, jadąc w jednej z wielu mniejszych grupek. Nie dla nich
była jazda na 150% swoich możliwości. Doping kolegów, który miał
ich do tego mobilizować również na niewiele się zdawał. Tułali
się po świecie, poruszając się przy tym w bardzo wolnym tempie.
Marzyli jednocześnie, by nie męczyć się na każdym, nawet
najmniejszym podjeździe. Zamiast tego zdecydowanie bardziej woleliby
dać wtedy z siebie wszystko i zostawić rywali daleko w tyle.
Być
może niektórzy zorientowani w temacie stwierdzą, iż niektóre
terminy nie zostały przetłumaczone zbyt dokładnie, jednak każdy
żargon ma to do siebie, że znaczenie niektórych terminów jest
dość umowne. Tak, czy siak widać tutaj, że nawet w tak błahym
elemencie jak „dialekt” kolarski, można odnaleźć wiele
humorystycznych terminów. Na koniec przytaczam krótką
charakterystykę każdego wyścigu/etapu: jedna grupa idzie w
trupa, druga grupa goni w trupa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz