środa, 25 listopada 2015

Żargonem kolarskim opowiedziane

Z różnego rodzaju grupami (społecznymi, zawodowymi etc.) bywa tak, że ich członkowie porozumiewają się między sobą specyficznym językiem, tzw. żargonem. Wypowiedzi tego typu charakteryzują się tym, że bardzo często są trudne do zrozumienia dla przeciętnego Kowalskiego. Nie inaczej jest z kolarzami. Poniżej dwa pozornie podobne teksty, zawierające dokładnie tę samą treść. Pierwszy napisany w dialekcie kolarskim, a drugi – przetłumaczony z polskiego na nasze.
  1. Dialekt kolarski
Zima za pasem, a więc sezon ogórkowy trwa w najlepsze. Zamiast ostrych treningów jest tylko zwykłe, pospolite baja bongo. Mając w pamięci cieplejsze dni każdy podsumuje je na swój sposób. Jeden pokonał kilka sztajf, drugi ogolił kilka gonek, a trzeci stwierdzi, że niemal przez całe lato miał dynamit w nogach. Niestety, zdarzą się też tacy, którzy mieli formę do ciasta, poznając podczas wyścigu znaczenie słowa towarówa. Nie dla nich była jazda w trupa, a pokrzykiwania „OGIEŃ!!!” również na niewiele się zdawały. Tułali się po świecie jeżdżąc jak baba z mlekiem marząc, by nie gnieść kapusty na każdej, nawet najmniejszej hopce. Zamiast tego zdecydowanie bardziej woleliby pojechać wtedy full gas i zostawić rywali daleko w tyle.
  1. Z polskiego na nasze
Zima za pasem, więc ściganie w prestiżowych wyścigach zostało zakończone (rozgrywa się co najwyżej te mniej ważne). Zamiast ostrych treningów są tylko krótkie wypady rowerowe przejeżdżane spokojnym tempem. Mając w pamięci cieplejsze dni każdy podsumuje je na swój sposób. Jeden pokonał kilka ciężkich podjazdów, drugi wygrał kilka startów, a trzeci stwierdził, że niemal przez całe lato był w bardzo wyśmienitej formie. Niestety, zdarzą się też tacy, którzy przez cały ten czas byli tej form szukali, a co za tym idzie – podczas wyścigów – zostawali z tyłu za peletonem, jadąc w jednej z wielu mniejszych grupek. Nie dla nich była jazda na 150% swoich możliwości. Doping kolegów, który miał ich do tego mobilizować również na niewiele się zdawał. Tułali się po świecie, poruszając się przy tym w bardzo wolnym tempie. Marzyli jednocześnie, by nie męczyć się na każdym, nawet najmniejszym podjeździe. Zamiast tego zdecydowanie bardziej woleliby dać wtedy z siebie wszystko i zostawić rywali daleko w tyle.


Być może niektórzy zorientowani w temacie stwierdzą, iż niektóre terminy nie zostały przetłumaczone zbyt dokładnie, jednak każdy żargon ma to do siebie, że znaczenie niektórych terminów jest dość umowne. Tak, czy siak widać tutaj, że nawet w tak błahym elemencie jak „dialekt” kolarski, można odnaleźć wiele humorystycznych terminów. Na koniec przytaczam krótką charakterystykę każdego wyścigu/etapu: jedna grupa idzie w trupa, druga grupa goni w trupa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz