wtorek, 2 lutego 2016

Co mnie zastanawia w odkryciu silniczka?

Kiedy w sobotni wieczór gruchnęła wiadomość o silniczku znalezionym w rowerze reprezentantki Belgii, która startowała akurat w MŚ w przełajach zadałem od razu jedno pytanie. Ciekawe jak to działa i gdzie było schowane? Na odpowiedź nie kazano mi czekać zbyt długo. Następnego dnia świat poznał procedurę, wedle której przebiegła kontrola.

Komisarz UCI podszedł do roweru ze specjalnym urządzeniem, które natychmiast wykryło pole elektromagnetyczne. Rozpoczął więc działania, które miały na celu doprowadzić do „namacalnego” odkrycia silniczka. Zaczął od sprawy najbardziej oczywistej, czyli zdemontowania siodełka. Kilka sekund, żadnych narzędzi, siodełko zdjęte. W tym oto pięknym momencie komisarzowi UCI ukazują się kable od rzeczonego wcześniej urządzenia. Później zacny jegomość próbuje zdjąć korbę. Do czynności tej potrzebuje już narzędzi, ale dalej nie powinna być ona zbyt skomplikowana. Niestety, mechanizm nie daje się zdemontować, blokuje go to, czego wszyscy szukają od około roku.

Źródło: magazynbike.pl
Taka odpowiedź na moje pytanie sprawiła, że poczułem się nieco... zaskoczony? Zdziwiony? Rozczarowany? Sam nie wiem jak. Wiem tylko, że jedna rzecz w opisanej procedurze nie daje mi spokoju. UCI od roku szuka silniczków, na temat których dyskutowano od dawna. Jedni twierdzili, że są, inni uważali to za wymysł dziennikarzy. Pewne było jedno – jeśli są, to zostały wykonane z jakiejś „kosmicznej” technologii, przez co nikt nie może ich znaleźć. Mamy więc dywagacje na zasadzie wiary w to, że coś istnieje lub nie, a jeśli istnieje, to na pewno jest bardzo trudne do wykrycia. Niestety, okazuje się, że do znalezienia czegoś, czego podobno znaleźć się nie da nie potrzeba ani elektroniki, ani narzędzi, ani jakiejś specjalnej wiedzy z zakresu mechaniki rowerowej. Wystarczy popchnąć lekko jedną dźwigienkę, następnie pociągnąć siodełko do góry i gotowe.

Litości! Czy tak wygląda demaskowanie oszustwa opartego na najnowszych osiągnięciach techniki? Zdjąć siodełko z roweru potrafi każdy, średnio inteligentny człowiek, który niekoniecznie ma na co dzień do czynienia z rowerami. Skoro więc po zdemontowaniu tego elementu odkryto kable, to można wysnuć jeden wniosek. Średnio ogarnięty gość przyprowadzony „z ulicy” jest w stanie wykryć super tajna technologię. Ewidentnie coś w tym wszystkim nie trzyma się kupy, pytanie tylko co?

Być może, jak nieśmiało sugerował komentator Tomasz Jaroński ktoś życzliwy doniósł na zawodniczkę? Łącząc to z moimi dywagacjami można wysnuć hipotezę, wedle której ktoś zanim – mówiąc kolokwialnie -nakablował, postanowił jeszcze nieco ułatwić komisarzowi poszukiwania. Niewykluczone jest też stwierdzenie, na które natknąłem się dziś na jednym portali internetowych. Snuto tam domysły, jakoby technologia w rowerze Belgijki była przestarzała. „Dzisiejsze” silniczki są podobno dużo bardziej zaawansowane, a co za tym idzie – trudniejsze do wykrycia. Może być też trzecie uzasadnienie takiego stanu rzeczy, na które nikt póki co nie wpadł lub ewentualnie nie był tak wielkoduszny, aby podzielić się nim ze światem.


Pewne jest jedno – przyłapana Belgijka przejdzie do historii światowego kolarstwa, jednak przyczyna takiego stanu rzeczy raczej nie jest powodem do dumy. Z kolei jeśli już rozmawiamy o samej przyczynie. to ciężko mi się pozbyć opisanego wyżej wrażenia, jakoby przeprowadzona kontrola była „zbyt prosta”. To trochę tak, jakby wejść do dowolnej kuchni, w dowolnym polskim domu, by za chwilę obwieścić światu sukces związany ze znalezieniem śmietnika pod zlewem. Niby jakiś wyczyn to jest, jednak wziąwszy pod uwagę okoliczności na kolana powalać on za bardzo nie może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz