czwartek, 4 lutego 2016

Zasada domniemania niewinności

Życie każdego kolarza (czy to amatora, czy zawodowca) w jakimś stopniu składa się z upadków. Zaliczenie tzw. gleby wiąże się z różnymi konsekwencjami. Czasem jest to ogólne poobijanie, czasem złamanie jakiejś kończyny, wybicie obojczyka, czy też wstrząs mózgu. Możliwości jest wiele, by nie powiedzieć – zbyt wiele. Pytanie jak wobec tej mało przyjemnej sytuacji zachowuje się nasz rower?

Zawsze sądziłem, że jedyną możliwą (aczkolwiek niepożądaną) rekcją roweru na upadek może być jego uszkodzenie. Można np. złamać szprychę, wykrzywić hak przerzutki, czy też (przy odrobinie „szczęścia”) zerwać łańcuch. W tym przypadku znowu cierpimy na nadmiar możliwości. Wydawałoby się jednak, że jeśli nasz sprzęt po upadku nie ulegnie jakiejś poważniejszej awarii, to jego zachowanie względem całego zdarzenia będzie dość bierne. Ot, położy się bezwiednie na ziemi, czekając aż właściciel się pozbiera i – miejmy nadzieję – bez większych problemów ruszy w dalszą podróż. Jakiekolwiek „oznaki życia” mogą dawać jedynie koła rowerowe, które w pierwszych sekundach po upadku mogą się jeszcze wolniutko kręcić, wytracając jednocześnie i tak już nie najwyższą prędkość. Taki oto obraz typowej reakcji roweru na typowy rowerowy upadek królował w mojej głowie do dnia dzisiejszego. Pech chciał, że to właśnie dziś zobaczyłem reakcję rumaka Iona Izagirre (a konkretnie tylnego koła w tymże rowerze) na upadek swojego właściciela. Dla zainteresowanych dołączam "film poglądowy”, który komentuję w dalszej części posta.


Hiszpan w mało szczęśliwy dla siebie sposób upadł na czasówce Volta a Valenciana, a następnie przez chwilę zbierał się z asfaltu. Zwycięzca ubiegłorocznego Tour de Polonge musiał więc siłą rzeczy przerwać swoją jazdę, ale za żadne skarby świata nie chciał zrobić tego jego rower. Tylne koło kręciło się nadal jak opętane, niejako zagrzewając właściciela, by ten jak najszybciej wrócił do rywalizacji. Taki element motywacyjny zdał egzamin w stu procentach, dzięki czemu Ion Izagirre już po chwili pędził na swoim rumaku w stronę mety. Silniczka innego, niż nogi hiszpańskiego kolarza jak do tej pory nie znaleziono, więc zawodniku Movistaru pozostaje czysty. Mamy bowiem w prawie (nie tylko kolarskim) zasadę domniemania niewinności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz